-Profesorze Slughorn! Profesorze Slughorn!- wpadłam do klasy eliksirów z czarującym uśmiechem.
-Panno Lestrange doszły mnie słuchy o tym, że panienka zignorowała szlaban i się na niego nie stawiła, z reszta tak jak panna Pucey. Lepiej żebyś miała dobre tego wytłumaczenie.- odpowiedział mi z lekko zmarszczonymi brwiami siwy już miszcz eliksirów.
-Owszem profesorze mam wręcz bardzo dobre wytłumaczenie.- założyłam rękę
na ręke. -Profesorze zna mnie pan i wie pan, że..- nie musiałam kończyć zdania, ponieważ Slughorn dobrotliwie się uśmiechnął i wskazał mi brązowy wyglądający na wygodny fotel. Usiadłam, a profesor usiadł na przeciwko mnie.
-Słucham panno Lestrange, jako prefektowi Slytherinu nie mogę zarzucić kłamstwa.
Uśmiechnełam się zadowolona z słów opiekuna mojego domu. Zaczęłam opowiadać co spowodowało moją i Pucey nie obecność na szlabanie, oczywiście pomijając fakcik wyczarowania poroża na głowie jednego z gryfonów. Słuchał uwarznie, pocierając palcami swoją brodę. W jego ufnych oczach pojawiło się zaniepokojenie. Zadumał się poważnie nad właśnie usłyszaną informacją.
-W takiej sytuacji, pochwalam panienki zachowanie. Bardzo dobrze, że przyszłaś z tym do mnie. Porozmawiam z profesor Patil by cofnęła twój szlaban , a z opiekunem Gryffindoru profesorem Longbottom porozmawiam na ten temat, że uczeń jego domu ma zamiar włamać się do pokoju ślizgonów.
-Panie profesorze z całym szacunkiem, ale czy nie lepiej było by go złapać na gorącym uczynku?-spytałam unosząc pytają co brew.
-Co panience chodzi po głowie?- spytał wyraźnie zaciekawiony stary profesor. Wyjaśniłam mu precyzyjnie mój plan. Długo milczał zastanawiając się nad moim pomysłem. Ja w tym czasie rozejrzałam się po gabinecie mieszcza eliksirów, nigdy nie wiadomo kiedy jakiś eliksir będzie mi potrzebny, albo jakiś składnik. Samo pomieszczenie, nie oszukujmy się nie ma imponujących rozmiarów, barwy ścian są stosunkowo ciemne, ale rozjaśnia je położona na kamiennej posadzce żółty dywan. Okien tu nie ma żadnych, a niby po co one w lochach, które mają piękne charakterystyczną zielonkawą barwę, bo znajdują się pod jeziorem. Według mnie dodaje ona naszym pomieszczenia tajemniczości. Przypomniałam sobie o dzienniku. Na siwą brodę Merlina jak mogłam o tym zapomnieć. Przecież tam musiała być odpowiedź na moje pytanie. Nie cierpliwie zerkałam na zegarek, a co jeśli Potter zakrada się do nas po to?! Zerwałam się z fotela, spojrzałam przepraszająco na profesora.
-Profesorze, przypomniałam sobie o czymś...czy zdecydował profesor już czy realizujemy mój plan?
-Heh, rozwiążemy to jak prawdziwi ślizgoni, zgadzam się na twój pomysł tylko nie bądźcie zbytnio no wiesz brutalni...
-Jasne panie profesorze, będziemy bardzo delikatnie.- uśmiechnęłam się ironicznie wychodząc z gabinetu profesora ruszyłam ku naszemu pokojowi wspólnemu. Stanęłam przed kamienną ścianą. Przez chwilę stałam w cichy, nadsłuchując kroków, a nawet oddechu intruza. Obserwowałam czy coś nagle znienacka się nie poruszyło. Gdy nabyłam choć trochę wrażenia, że jestem tu sama wypowiedziałam hasło mojego domu -Wielki Salazar. Ściana się rozstąpiła a ja weszłam do środka. Sofy i fotele zajmowały pierwszaki. Rzuciłam im przelotny uśmiech. Większość już się zaklimatyzowała i obgadywała profesorów. Przystanęłam nad jedną z grupek słysząc, że obgadują nauczycieli, których najbardziej nieznoszę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Macie racje pierwszaczki. Jako prefekt dam wam radę jak doprowadzić ich do białej gorączki. Ale to później. Mam nadzieje, że szkoła wam się podoba.-powiedziałam patrząc na ich uśmiechnięte twarze. Minęłam zajmowaną przez nich sofę i ruszyłam do korytarza prowadzącego do dorminotoriów. Szła do samego końca korytarza. Otwarłam drzwi do mojego dormitorium i wkroczyłam do środka. Na swoich łóżkach siedziały dwie moje i Nicole współlokatorki. Nawet na nie nie spojrzałam, obie były na drugim roku, a więc do niczego nie mogły mi się sprzydać.
-Cześć Martine.- opowiedziały razem, chowając coś za plecami. Przewróciłam oczami. Czy te małolaty sądziły, że nie zauważyłam jak chowając coś na szybko za plecami?
-Pokażcie mi to zaraz...-wyciągnęłam dłoń. Bez słowa sprzeciwu oddały mi to, szybko się uczyły, dobrze wiedziały, że nie należy mi się sprzeciwiać. Spojrzałam na tą rzecz. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale zachowałam poważną twarz.
-Czy to są męskie majtki?-spytałam zerkając na podpis na nich. O fu... odsunęłam je jak najdalej. -Musicie mi to wyjaśnić..- usiadłam na swoim łóżku. Tego jeszcze nie było skonkwiskować drugorocznym majtki jakiegoś chłopaka. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać ze śmiechu.
-No słucham..-heh, dziennik musi zaczekać kilka minut. Słuchałam chaotycznych wyjaśnień na temat obecności owej bielizny. I szczerze zastanawiałam się co ma mniej rozumu niż one. Merlinie, one powinny być mugolami. Jeśli dobrze zrozumiałam ich opowieść to: ukradły je one jakiemuś pierwszakowi z Hufflepuffu. Nawet nie chciałam wiedzieć jak mu je ukradły. Potem stwierdziły, że są jakieś dziwne...majtki nie one, chociaż to drugie zakwestionowałabym. I zaczęły się im przyglądać...i wtedy właśnie weszłam ja.
-Heh, nie macie mózgu, co nie? Przypomnijcie mi swoje nazwiska..muszę zgłosić ten dziwny, chory incydent opiekunowi. Idźcie do Slughorna...i na wielkość Salazara pozbądźcie się tych majtek.- powiedziałam za pomocą zaklęcia Wirgardium Leviosa przeniósłam bieliznę prosto w ich ręce. Głupie gówniary, rozumiem zabrać coś sprzydatnego, ale majtki? Założyciel mojego domu chyba w grobie się przewraca nad tępotom niektórych. Odczekałam chwilę po ich wyjściu i dopiero wyjęłam z torby czarny dziennik. Otwarłam go i tak jak myślałam, zobaczyłam schludne litery układające się w -Witaj, ja jestem Tom Riddle.
Sięgnęłam do torby po kałamarz i pióro. Zamoczyłam koniec pióra i napisałam
"Doskonale wiem kim jesteś, kim byłeś Tomie Marvolo Riddle."
"O to mnie cieszy...jeśli wolno spytać z jakiego jesteś domu Martine?" Pojawiła się odpowiedź.
"W Slytherinie.''
"Hmm ja też byłem w tym domu."
"To też wiem."
"Dużo o mnie wiesz?"
"Całkiem sporo Czarny Panie..."
"Moja osoba naprawdę nie jest ci obca..cieszę się, że mój dziennik, który cudem się uratował dostał się w ręce ślizgonki. Czyżbyś była wnuczką Bellatrix?"
"Zgadza się." Odpisałam krótko.
"A więc mój stary dziennik trafił do osoby z arystokratycznej rodziny." Pojawiające litery zalśniły czerwienią, a w ślad po nich pojawiły się następne układające się w "Możesz śmiało mnie pytać, teraz jestem już tylko wspomnieniem..."
"Z chęcią zapytam, ale na razie muszę coś załatwić. Pa, Tom."
"Żegnaj Martine."
Zamknęłam dziennik i rozejrzałam się po dorminotorium. Musiałam go gdzieś schować. Szafka i kufer przy moim łóżku były zbyt oczywiste... Spojrzałam na szafkę nocną Nicole i nagle mnie olśniło. Ona wciągu sześciu lat nie zajrzała tam ani razu. To było idealne miejsce na kryjówkę.